czwartek, 22 marca 2007

Złapał katar...

Oj złapał.
Tym samym ja doświadczyłam jak to jest, kiedy choruje taka mała istotka.
Kiedy budzi się w nocy i rozpaczliwie woła, kiedy nie może jeść, a z nosa dobywają się dziwne dźwięki.
Pierwsza to choroba w życiu mojego malucha.
Oby jak najmniej takich doświadczeń w przyszłosci.

Katar nie przeszkadza jednak w zwiedzaniu domu jeszcze i jeszcze raz na nowo.
Obiektem pielgrzymek są wszystkie przyciski. Najchętniej takie przy których świecą się lampki.
Można np. postanowić, że tatuś już nie będzie pracował przy komputerze jednym zgrabnym ruchem małego paluszka.

Jedzeniowa ruletka trwa.
Wczoraj padło na ziemniaczki. Pyszne gładkie purre, pachnące masłem.
Dzisiaj kopytka, rozmiar dziecięcy.
Obie potrawy potraktowane z chłodną wyniosłością.
Nie ustaję w nadziei, że kiedyś rozjaśni się buzia i moje dziecko zaprzyjaźni się z jedzeniem.

czwartek, 15 marca 2007

Powroty

Codzienne wołanie już od progu: Zuzia, Zuzinku, Zuzik :)
Potem już tylko zziajany tupot i mała główka wyłania się zza futryny.
Zapominam w oka mgnieniu o całym zmęczeniu, a jeszcze chwilę przedtem ostatkiem sił dojeżdżałam do domu. Odświeżona już jestem tym jasnym uśmiechem, z przeznaczeniem specjalnie dla mamy. Wyciągam ręce do małych rączek i już się tulimy.
Zawsze wtedy zanurzam twarz w zagłębieniu szyi i ogarnia mnie błogostan.
Połączenie zapachu i ciepła mojego dziecka uzależnia.

Stoczyłyśmy dziś prawdziwą bitwę na powierzchni stolika do jedzenia.
Goniłyśmy ziemniaki, śliskie wredoty uciekają. Jak się je przyciśnie to wymiękają i jedyne co pozostaje to wsmarować je w ubranie, brwi, oczy, no i w dywan też ostatecznie.
Próbowałyśmy też powalczyć z ryżem, ale mały skubaniec i przelatywał między paluszkami.
Ostatecznie, przy pomocy dolnych i górnych siekaczy, sztuk 5, przeważająca część sił nieprzyjacielskich została pokonana.
Całą kampanię zakończyło puszczanie buzią baniek w rosole, taka część artystyczna.

środa, 14 marca 2007

Pamiętam...

To było tak niedawno. Te malutkie rączki z paluszkami jak u rzekotki, stopy delikatne z aksamitną skórą, taką nówką prawdziwą.
Za to teraz te same ręce wszędzie sięgną, nie wiem jak, mają na to sobie tylko znane sposoby.
Stopy nie wszędzie jeszcze powiodą ale próbują, a praktyka jak wiadomo czyni mistrza.
Kiedy to wszystko się stało?
Gdzie podziało się te 9 miesięcy? Pamiętam jak patrząc na małe zawiniątko zastanawiałam się jaka ona będzie w okolicach Bożego Narodzenia? Wydawało się to tak odległe, że aż nierealne.
A tu marzec już w połowie i coraz częściej sięgam myslami naprzód. Oswajam się z tym pędem i swiadomoscią że zawsze będę o krok do tyłu za swoją córką :-)

Dzień jak codzień

Znów rano ten cudowny uśmiech. Zresetowana snem kruszyna, na nowo gotowa podbijać świat.
Troszkę ciasny, ot kilka metrów dookoła stołu, przestrzeń między kuchnią, a oknem eksplorowana z nieustającą energią. Jeszcze raz i jeszcze...

Dziś po raz pierwszy zmierzyłyśmy się razem z całkiem dorosłym jedzeniem.
Jak bardzo zajmującym zajęciem może być przeżuwanie kawałka ziemniaka.
Co tam ziemniak, najlepsza była sama zupa. Niechybnie dziecko skończy tak jak wszyscy w rodzinie, dożywotni wielbiciel rosołu.